piątek, 28 listopada 2014

Chapter 7 - Niphre

Dziś trochę więcej dialogów, ale jestem w sumie zadowolona

Byłam pewna że moje sny, są powiązane ze światem realnym w którym żyłam. Stawało się to coraz bardziej dziwne, i męczące. Z każdą kolejną minutą przybywania w szpitalu nęciłam się tym, o czym nie miałam pojęcia. Gdy tylko kładłam głowę i zasypiałam, przenikałam między scenkami w moim umyśle - które skądś kojarzyłam, jednak miałam wrażenie jakby nigdy się nie zdarzyły. Gubiłam się w tym, omdlenia stały się rutyną. Często traciłam "świadomość" na krótki czas, gdy tylko byłam przemęczona, albo znerwicowana. Gdy chodziło jednak o dłuższe 'bujanie" w obłokach, to ten proces był bolesny. Zdarzyło mi się to tylko wtedy gdy Ben, mój kolega z sali - niechcący potknął się o torbę, i spadł na moje łóżko na którym akurat leżałam. Moja głowa zaś nie wytrzymała takiego ciężaru, i znów straciłam przytomność. Z tego co się dowiedziałam, nie trwało to długo - jednak Ben już zdążył się wystarczająco przerazić. Pamiętam jeszcze jego słowa; "O jezu, przepraszam Cię Jas. Już nigdy więcej nie wejdę poza próg tych drzwi, bo jeszcze rozniosę całą salę, i zamiast na chemioterapii będę leżał na oddziale psychiatrycznym. 
Ben ma białaczkę, dowiedział się o tym już dawno temu. Lekarze jednak twierdzili że jego stan jest stabilny, i było mało szans na to że jego samopoczucie może diametralnie spaść. Jakby nawet miało się tak stać, to mówił że mimo to byłby nadal taki sam, bo nie może mnie zostawić bez opieki. I w sumie miał rację. Tata ograniczył się do odwiedzin raz w tygodniu, Ethan zaś przychodził codziennie ale od tamtej sytuacji ze śpiączką stał tylko za szybą - a ja widziałam mało wyostrzony kontur jego postaci. Zresztą, Lizz nie obarczyła mnie żadnym emailem, sms'em, telefonem - nic z tych rzeczy, chyba była zbyt zajęta przedwczesnym zdobywaniem kolejnych partii naiwnych chłopaków.

***

Zbudziły mnie dość głośnie rozmowy z sali, uchyliłam lekko powieki podnosząc głowę. Spojrzałam na zegarek ścienny, 13:30 a Bena nadal nie było. Może przyszedł wcześnie, ale widząc że śpię nie chciałam mnie budzić? Snułam tak banalne przypuszczenia, że dla samej mnie stały się dość żałosne, przecież były ważniejsze rzeczy niż przybywanie ze mną w jednej sali. Mimo tego postanowiłam ograniczyć się tylko do tego, i nie zaprzątać sobie głowy w chwili obecnej niepotrzebnymi sprawami. 
- Cześć Jasmine, jak się spało? Z uśmiechem zagadnęła mnie pielęgniarka, stanęła przy moim łóżku i zaczęła przygotować to co zawsze - zastrzyk. Nie odpowiedziałam jej, tylko lekko wzruszyłam ramionami, po czym podciągnęłam rękaw udostępniając jej miejsce do kolejnego wkucia.
- Będziesz miała nową koleżanką, Jenny. Wypowiedziała "robiąc swoje", a ja dopiero teraz zorientowałam się że za jej plecami stoi szczupła dziewczyna. Miała jasne proste blond włosy do ramion, i niepewny uśmiech. Uniosłam brwi, nową koleżankę? Słucham? Przepraszam bardzo, o nikogo się nie prosiłam, i nie mam ochoty zawierać nowych znajomości. Nie powiedziałam oczywiście tego na głos, tylko stęknęłam.
- A jej niby co jest? Nie wygląda na obłożnie chorą. Wycedziłam, pielęgniarka spojrzała się na mnie przerażonym wzrokiem.
- Jasmine!
- Nic nie szkodzi. - Odpowiedziała dziewczyna, i aby rozwiać moje wątpliwości podciągnęła prawą nogawkę od spodni. Miała protezę która zaczynała się od biodra. Przez chwilę wydawało mi się że sama wyglądam na przerażoną, ale to "złudzenie" nie trwało długo - nie łapały mnie żadne wyrzuty sumienia. Obie nie zauważyłyśmy jak pielęgniarka wyszła z sali, ja patrzyłam się na dziewczynę morderczym wzrokiem, a ona z błogim spokojem.
- No i co w związku z tym? Ben ma białaczkę, a wystarczy że ty założysz sobie "protezkę" i problem z głowy. 
- Kim jest Ben? 
- No właśnie, nie wiesz! Fuknęłam odwracając głowę w drugą stronę, nie wiem czemu byłam tak sceptycznie nastawiona odkąd ją zobaczyłam. Nie wiem czy nawet miałam świadomość tego co mówiłam, i robiłam - mdlenia zaczęły mnie ograniczać. 
- Nie ograniam czemu od razu na mnie naskakujesz, ale dług trzeba spłacać. - Wypowiedziała, schylając się po swoją torbę. 
- Słucham? O jakim długu ty mówisz? 
- Ciesz się tym, co masz każdym drobiazgiem gdziekolwiek jesteś. Nie myśl o miejscach w których cię nie ma. - Mówiła to prawie szeptem, mimo tego zrozumiałam każde słowo. Jakbym czytała jej z ust.
- O co ci chodzi dziewczyno?
- Zrozumiesz. 
Powiedziała tylko to i wyszła, serio. Żywiłam do niej zwykłą nienawiść, ale jaki był tego sens. Czy nie przesadziłam? Co miała na myśli wypowiadając ten "pseudo inteligentny cytat"? Machnęłam ręką, po czym położyłam się na drugi bok usiłując zasnąć w oczekiwaniu na Bena. W końcu się udało.

***

- Shavari, wreszcie wstałaś! Ileż to można odpoczywać? - Przed moimi oczami pojawił się smolisty łeb Gideona.
- Czy-y, ja ze-eemdlałam? - Zaczęłam się jąkać, leżałam  na jakiejś "miękkiej ściółce"- ale mimo tego, panująca temperatura nadal powodowała drżenie mojego wilczego ciała.
- Jasne, ale teraz już krócej "spałaś". Mdlejesz coraz miej, Twój ojciec się cieszy - zresztą, jak my wszyscy. Odzyskałaś już pamięć? 
- Ni-ee wiem, chyba tak. - To była prawda, pojawiło się takie światełko w tunelu, pełno wspomnień ze snu, mimo że w świecie realnym byłam zwykłą Jasmine.
- Świetnie, w takim razie możesz dziś z nami zapolować!
- Co...Zapolować? To znaczy, z kim? 
- Z całą watahą. 
- Co?
- Shavari, czy ty siebie słyszysz? C a ł a  W a t a h a - idziemy wszyscy. 
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - Pokręciłam łbem, jakbym odgrywała świetną rolę sowy. Robiłam tak póki z owego transu nie wybudził mnie trzask łamanej gałęzi. Gideon uniósł uszy, po czym zasłonił mnie w razie czego swoim potężnym ciałem. Czy jakikolwiek odgłos będzie oznaką że ktoś chce mnie zabić? Bo jeśli tak, to nie będę wcale wychodzić z "pałacu" - żeby zaoszczędzić sobie, i Gideonowi czasu.
Blanche - wypowiedziała drobna wilcza postać prawie szeptem, wyłaniająca się zza drzew. W realnym życiu stwierdziłam że był to bardziej francuski akcent, jednak w snach chyba takie rzeczy nie występowały. Była nawet mniejsza ode mnie, a w porównaniu do Gideona to mogłaby być jego córką.
- Niphre, to "zaszczyt" Cię tu gościć. - Odpowiedział, miałam wrażenie że drwi sobie z tego "narybka" jakim była ta wadera, jednak ona nie wygląda na przejętą jego słowami.
- Wzajemnie Gibusie. - Gdyby był tu Ben, razem byśmy stwierdzili że jest to mega śmieszne co ona powiedziała. Uwielbialiśmy slang, tak jak większość typowych nastolatków. Nie spodziewałam się jednak że sprawa tak się potoczy, ów Niphre wcale nie uchyliła kąciku swojego pyska - była całkiem poważna. Gideon milczał, ja tak samo - zresztą nadal byłam zakryta w połowie jego ciałem.
- Muszę porozmawiać z Shavarion, idziesz ze mną.- Wycedziła spoglądając na mnie, i nie wyglądało na to że oczekuje na pozwolenie mojego "smolistego obrońcy".
- Mam za zadanie jej pilnować, Niphre. I nie obchodzi mnie to że potrzebujesz kolejnej "asysty" do testowania swoich wywarów. 
- Wciąż jesteś starej daty Gibusiu, nie mam ochoty się z Tobą użerać. Prędzej czy później będę musiała pozostać z Shavari sam na sam. I t y - nie masz nic do tego. - Obróciła się, pozostawiając za sobą kurz, który nie wiadomo jak powstał jak na te warunki pogodowe. Po tym jak przekonałam się sama, że odeszła na bezpieczną odległość - "wydostałam" się zza cielska Gideona, i spojrzałam na niego. Nie wydawałam się być przejęty, ale mimo to spojrzał się na mnie dociekliwym wzorkiem.
- To wiedźma, lepiej do niej nie podchodź. Tutaj jest bardzo szanowana, ale coraz częściej łamie swoje zasady. Od śmierci swojego ojca nie wychodzi z jamy, i nie często tutejsi ją widują. 
- To dlaczego teraz wyszła?
- Nie wiem, być może jesteś jej potrzebna - sęk w tym, aby wiedzieć w czym i po co. Nie narażę Cię na takie niebezpieczeństwo, nie wiem nawet dlaczego jeszcze ona stąd nie została wygnana. 
W tym momencie, wydawał się być trochę zdruzgotany, ale wciąż pewny siebie. Milczałam dopóki pewne zdarzenia nie przepłynęły niespodziewanie w mojej głowie.
- Ja ją znam.. 
- Słucham?
- Pomagałam jej, to ona - to ta z łapaczem snów! Ona mnie tu zaciągnęła. 
- O czym ty mówisz Shavari?
- Nieważne, muszą ją znaleźć! Po czym ruszyłam biegiem w stronę po której niedawno kierowała się Niphre. Nie miałam świadomości że sama mogę się zgubić, zdawałam się na instynkt. Mój wilczy instynkt. Jednak ta "radość" nie trwała długo, nagle ni stąd  wyskoczył mi Gideon. Jednym susem zagrodził mi drogę, powalając mnie delikatnie na ziemię - tak że nie miałam dostępu ucieczki.
Ciesz się tym, co masz każdym drobiazgiem gdziekolwiek jesteś. Nie myśl o miejscach w których cię nie ma.
- Słucham? 





10 komentarzy:

  1. No no, Akcja coraz bardziej się rozkręca. Kojarzy mi się to trochę z filmem "Sucker Punch", bo też takie dwa światy. Ogółem czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy rozdział. Masz oryginalny styl pisania. To komplement ;)
    Jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy bohaterki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne. Nie mam więcej słów. Ciekawi mnie co będzie dalej, bo akcja nieubłaganie posuwa się na przód. Bardzo ciekawi mnie ten cytat i kim była tamta dziewczyna. Czekam na odpowiedzi w następnym rozdziale :)
    Życzę weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No i hej :>
    Przeczytałam wszystkie rozdziały za zapartym tchem i szybko bijącym sercem. Masz cudownie mistyczny (że tak powiem) styl :) Intryguje mnie to co dzieje się z bohaterką. O to chyba chodzi z tytułem opowiadania ^^ Dwa światy, bo ona tak jakby raz jest człowiekiem , a raz wilkiem. No boskie po po prostu. Sama nie mogę się nadziwić. Ciekawa ta dziewczyna ze szpitala. Czyżby ona była też wilczycą. To znaczy nadal nie kumam do końca co właściwie dzieje się z bohaterką. To wszystko to tylko moje przemyślenia ^^ Dlatego czekam niecierpliwie na kolejny rozdział tego cudeńka :>
    Weny!
    Pozdrawiam, Elvira Q

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś bardzo blisko odpowiedzi, jako jedna z niewielu. Miło że ktoś się tym interesuje, no nic - teraz tylko czekać na kolejny, dla rozwiania wątpliwości :D

      Usuń
  5. Przeczytałam wszystko od razu i ... czekam na kolejną część. Świetne, naprawdę świetne!
    Wow, aż mnie ciarki przeszły :)
    http://zaprzysiezeni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy ja prowadzę bloga fanfiction? Nie, proste. Bardziej preferuję kreatywniejsze komentarze, a takie mnie tylko drażnią. Dziękuję (:

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie będę kreatywna powiem to samo co zawsze; ZAJEBISTE :*
    Ps. Zostałaś nominowana do LBA. Więcej informacji u mnie ---> http://odniejnieuciekniesz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń