poniedziałek, 3 listopada 2014

Chapter 2 - Ethan

Kolejne rozczulanie się Jasmine nad swoim losem, w następnej części już przejdę do tego wątku fantastycznego, kiedy to Jas wybierze się do szkoły - ale niestety do niej nie dojedzie :)
Muszę się zwijać, ale napisałam tyle z nadzieją że już dzisiaj to wstawię - bo weny mam dużo.


W pośpiechu przygotowałam się, wyjmując rower z szopy która była w opłakanym stanie. Tata właśnie robił kanapki do pracy, a ja jako ofiara dzisiejszego dnia zajęłam się tym aby nie spóźnić się do szkoły. Głupio byłoby wypaść przed innymi, "taka nieodpowiedzialna Jasmine, która nawet nie potrafi dojechać na czas". Zdezorientowana oparłam rower o płot, nie zauważyłam jednak że przygniotłam tym samym swoją nogę, i gdy tylko ruszyłam się idąc po plecak, wywaliłam się jak długa na trawie. Na szczęście nie pobrudziłam sobie za bardzo spodni, ani niczego innego - jedynie co, to tata usłyszał jak z moich ust wydobywa się wiązka francuskich przekleństw. Tak zawsze robiła mama. Z natury była spokojną osobą, jednak z czasem wpadła na pomysł aby nauczyć się francuskich przekleństw, gdy tylko traciła cierpliwość. Nie było to raczej nieodpowiednie, bo i tak większość nie rozumiała znaczenia tych słów. Była moim wzorem, brałam z niej przykład na każdym kroku. Z czasem jednak tata przyzwyczaił się do wybryków mamy, i sam odkrył co znaczył jej ubogi "słowniczek". Nikt oprócz nas nie wiedział o tej "tajemnicy". Tylko raz jak szliśmy w centrum handlowym kupić dla mojego brata Ethana bluzkę. Szłyśmy ze śmiechem chichocząc po francusku; chatte, putain itp podobne rzeczy, których znaczeń lepiej nie znać. W pewnym momencie spojrzał się na nas jakiś Kanadyjczyk, zrobił wielkie oczy i odszedł w przyśpieszonym tempie. Przez kilka sekund nie wiedziałyśmy co się stało, ale gdy nagle zrozumiałyśmy że owy mężczyzna z pewnością znał francuski to wybuchnęłyśmy śmiechem.

***
Poczułam powiew chłodu, który rozmierzwił mi włosy. W tym momencie nie chciałam wiedzieć jak wyglądam, z pewnością nie była to kusząca fryzura. A takie rzeczy do stroju galowego nie komponują się dobrze. Westchnęłam zmęczona, poranek zapowiadał się nieciekawie. Zza otwartych drzwi od balkonu usłyszałam głos taty, znów próbował zgrywać dobrego ojca. Miałam wielki żal do niego, o to że sam przeżywał stratę mamy dogłębnie. Tak, że nie kontaktował się ze mną, ani z Ethanem który wydawał się najmniej przejęty. Aczkolwiek sama nie byłam lepsza, codziennie płakałam - stało się to nawykiem, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Byłam taka..zagubiona? Czasami chciałam ukarać siebie za tak wielki egoizm, nie miałam pojęcia jak. Dzięki temu że wspominałam mamę, cały czas w naszej rodzinie panowała pamięć o niej, szloch i przygnębienie. Miałam wrażenie że to ja stwarzam tą atmosferę. 
- Jasmine, nie idź nigdzie po szkole. Przyjeżdża ciocia, i Marshal. - Zawrzało we mnie, wewnątrz stałam się największym tegorocznym wulkanem, który zaraz miał wybuchnąć. Naprawdę tego nie rozumiałam, mama dopiero co zmarła a on zaprasza ciocię, i jej syna bo nie może spędzić sam popołudnia? Ciotka zawsze była egoistką, i w dodatku zadufaną w sobie osobą. Nie lubiłam tego, i nie wydawała się zdruzgotana tym że mama zmarła. Gdy dowiedziała się o chorobie, tylko raz przyszła spytać jak sobie radzimy, nie jak mama się czuje - nie obchodziło jej to. 
Marshal był zupełną przeciwnością ciotki, lubiłam go, mimo że nie mieliśmy dobrych kontaktów. Był w wieku Ethana, i przeważnie jak przyjeżdżał to szedł do jego pokoju. Nie wiem o czym rozmawiali, nie interesowali się takimi typowymi rzeczami jak chłopcy w ich wieku. W wolnych chwilach woleli grać na gitarach elektrycznych, mieli zamiar założyć własny zespół. Właśnie podczas grania Ethan się najbardziej zamykał w sobie, mówiłam do niego - nie słuchał. Na pogrzebie mamy nie płakał, z początku miałam to jemu za złe. Uważałam że to jest oczywiste, myliłam się. Po jej śmierci zaczął częściej grać, i również częściej spotykałam Marshala. Raz jak ich dudnienie zaczęło mi niesamowicie przeszkadzać, miałam zamiar zwrócić im uwagę. Weszłam nie pukając w drzwi, aczkolwiek i tak by tego nie usłyszeli. Zobaczyłam Ethana, który siedzi na krześle i płacze. Widocznie Marshal chciał go pocieszyć, ale nie wiedział jak. Pobrzdąkiwał tylko na swojej gitarze, i próbował wsłuchać się w niewyraźne słowa Ethana, oraz dźwięków które wydawała gitara. Wtedy już zrozumiałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz